Sukces LYOFOOD

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Ten artykuł będzie brzmiał jak sponsorowany. Ale sponsorowany nie jest (poza jedną otrzymaną paczką pysznego, zielonego curry z pokrzywą). Piszemy go z autentycznej fascynacji młodą firmą z Kielc, która w kilka lat zawojowała światowy rynek liofilizowanych posiłków dla podróżników i sportowców.

LYOFOOD wyodrębniło się z rodzinnego przedsiębiorstwa z Daleszyc, które od ponad 20 lat produkuje żywność liofilizowaną, głównie na potrzeby przemysłu spożywczego. Światowe rynki zdobyło deklasując konkurencję, wyróżniając się jakością posiłków oraz wzorcową strategią wizualną.

The Outdoor Industry Award 2013, Outdoor Editor’s Choice, finalista ISPO Brandnew, nominacja do II Ogólnopolskiej Wystawy Znaków Graficznych, wreszcie wybór Laury Godek- Miąsik, kreatywnej właścicielki, do grona najbardziej utalentowanych Europejczyków przed 30-tką (m.in. obok Adele i Emmy Watson), to dowody, że moja fascynacja nie jest tylko subiektywnym wrażeniem.

Liofilizacja to skomplikowany proces technologiczny, w którym, w warunkach próżniowych, poprzez kontrolowane podgrzewanie, z zamarzniętych – w tym przypadku potraw – odparowywana jest woda. Przechodzi ona więc bezpośrednio ze stanu stałego do lotnego. Pozwala to zredukować wagę żywności o 90%, zachowując jej naturalne wartości odżywcze, a po zalaniu wrzątkiem odtworzyć również formę i konsystencję. Wszystko odbywa się w specjalnych pomieszczeniach, zamykanych potężnymi, okrągłymi wrotami, przywodzącymi na myśl te z bankowych skarbców. Na tyłach zaś pracuje złożona maszyneria, wypełniająca powierzchnię niewielkiej kawalerki.

Dania LYOFOOD przygotowywane są w 100% z naturalnych składników. Nie znajdziemy tu żadnych konserwantów czy ulepszaczy. Przewagą firmy nad konkurencją jest fakt, że posiłki gotowane są głównie z lokalnych składników, a dopiero potem poddawane procesowi liofilizacji. Większość łączy już spreparowane komponenty, nierzadko pochodzące z Chin. Odbija się to nie tylko na smaku, ale nierzadko powoduje różne dolegliwości, jak na przykład uczulenia.

Naszym tematem przewodnim jest jednak design. A w tej dziedzinie firma wyróżnia się chyba jeszcze bardziej. Wszystko dzięki udanej współpracy z projektantem Przemysławem Skrzypkiem. Przepracował wiele lat w agencji artystycznej we Włoszech. Laura, jak sama mówi, poznała go trochę przypadkiem, kiedy wracał do Polski. Ale już po pierwszym spotkaniu wiedziała, że doskonale uzupełni wizję LYOFOOD. Współpraca układała się na tyle dobrze, że stał się on wspólnikiem firmy.

Tworząc identyfikację wizualną LYO Przemysław szukał uniwersalnego spójnika – wzoru, który będzie bliski wszystkim klientom – alpinistom, podróżnikom przemierzającym morza i oceany, pustynie, czy dżungle. Oprócz mocnej typografii stała się nim, nomen omen, topografia. Obraz map, przedstawiających zróżnicowanie terenu, został przekształcony tak, by ostateczna forma stała się jeszcze bardziej organiczna. Motyw przewodni, mimo że achromatyczny, zachwyca dynamiką i bijąca z niego energią. Z jego czernią kontrastują zaś żywe barwy opisów i fotografii dań.

Design w LYOFOOD nie kończy się na sferze wizualnej. Opakowania posiłków są nie tylko ładne, ale i niezwykle praktyczne, schlebiając idei design thinking. Nie potrzebujemy żadnych garnków ani misek. Po oderwaniu górnej części opakowania wrzątek wlewamy wprost do niego. Następnie zaciskamy zapięcie strunowe, czekamy kilka minut, po czym odrywamy kolejną część, dzięki czemu opakowanie przekształca się w wygodne naczynie, w którym dużo wygodniej operować łyżką.

Projektant intryguje. Mieszka w głębi lasu, gdzieś na południu Polski. W tej idyllicznej i nieco tajemniczej atmosferze tworzy i projektami dla LYO wizualizuje energię jaką Laura, jej siostra Wioletta i mąż Łukasz wkładają w rozwój firmy. Mailowo zadaliśmy mu pytanie, jak ważnym składnikiem marki jest sfera wizualnej komunikacji. Odpowiedź jest warta zacytowania, zwłaszcza dla tych, którzy wciąż powątpiewają w istotę dobrych projektów dla rynkowego powodzenia przedsiębiorstwa.

Przemysław Skrzypek: W naszym przypadku, obok jakości samego produktu, jego komunikacja wizualna jest najważniejsza. Od samego początku była jednym z filarów całego przedsięwzięcia. To dzięki niej zostaliśmy zauważeni na rynkach europejskich, zarówno przez liderów branży jak i użytkowników finalnych.

Nasz styl wizualny jest tak odmienny i charakterystyczny, że stał się jednym z walorów, atutów samej marki. Jest wartością dodaną samego produktu.

To oczywiście zostało też zauważone przez konkurencję w całej Europie. Po ostatnich międzynarodowych targach branży outdoorowej – OutDoor Friedrichshafen 2017 – możemy bez fałszywej skromności powiedzieć, że nasza komunikacja wizualna wyznacza trendy i jest punktem referencyjnym dla znacznie większych firm, do czego część otwarcie się przyznaje. Inni, nie tak otwarcie, „inspirują” się LYO. Łącznie z liderem na rynku skandynawskim, który zatrudnił jedną z lepszych agencji z Oslo do stworzenia nowej komunikacji wizualnej, podając LYO jako wzór.

To jaki efekt ma nasza strona wizualna dobrze obrazuje sytuacja z zeszłego roku kiedy do naszego niemieckiego biura zadzwonił scenarzysta z planu produkcji thrillera prosząc o pozwolenie o wykorzystanie naszych paczek w jednej scenie. Podobno reżyser odrzucił wszystkie inne i powiedział że w jego filmie chce tylko widzieć opakowania LYO.

W obliczu takich faktów ciężko stwierdzić, że praca projektanta jest tylko dodatkiem. Inwestycja w dobry projekt jest jak inwestycja w drogą, precyzyjną maszynę, usprawniającą produkcję.

W przypadku LYOFOOD sukces jest efektem synergicznym – znakomitej jakości produktów, identyfikacji wizualnej na światowym poziomie oraz niezwykłej energii i autentyczności wspólników. Wizerunek firmy nie jest tylko zewnętrzny. LYO jest marką z prawdziwego zdarzenia. W jej siedzibie, rozmawiając z Laurą, jej mężem, pracownikami, poczułem, że wszystko budowane jest na szczerości i autentyczności. Sami zresztą, uprawiając sporty ekstremalne, są odbiorcami swoich produktów. Ale słuchają też rad i opinii swoich przyjaciół, również sportowców, podróżników. To we współpracy z nimi powstają specjalne, sygnowane dania. Przepis na „moje” curry z pokrzywą zaproponował wspinacz Sean Villanueva O’Driscoll. Wśród ambasadorów marki są też m.in. Aleksander Doba (który właśnie wczoraj, po raz trzeci, przepłynął kajakiem Atlantyk), żeglarz Roman Paszke, polarnik Marek Kamiński, czy najbardziej znani światowi alpiniści, jak Simone Moro. Jednak, co warte podkreślenia, produkty LYO, określane zresztą dopiskiem „Expedition”, sprawdzają się także w mniej ekstremalnych warunkach – na kempingu, czy w pracy. Na zakończenie chcemy podkreślić, że, jesteśmy dumni, że mamy u siebie takie firmy i dziękując Laurze i Łukaszowi za możliwość przygotowania materiału, życzyć dalszych sukcesów. Choć pewnie nie musimy, bo firma nie nadąża za zamówieniami.